piątek, 8 marca 2013

swędzi mnie głowa i nie mogę spać!

WITAJCIE WITAJCIE. Siedzę sobie przy biureczku właśnie, mam świeżutko wyremontowany pokoik i przeżywam załamanie nerwowe. Z powodu kilogramów (tych zbędnych), czyli nic nowego. Jako iż ostatnio byłam na super szopingu w second handzie i wydałam 50 zł, kupując sobie 25 ubrań, dziś postanowiłam to sobie wszystko wystylizować. I tak. Wszystko po przymierzałam w moich skórzanych legginsach podtrzymujących tłuszczyk i wydałam się sobie przez chwile taka super ekstra zgrabna. I stało się. W łapkach wylądowała mi bluzka z asymetrycznym cięciem, krótka, do szortów z wysokim stanem. Wygrzebałam je sobie z czeluści mojej szafy, ubrałam i... właśnie. Tak mnie bosko obciskają, że aż mi się ryczeć chcę, a oprócz tego widać mi ten, którego imienia nie wolno wymawiać. Ja, w ramach wyjątku go wymowie - cellulit. Zaraz, jak przystało na wyjątkowo sfrustrowaną i przerażaną nastolatkę, usiadłam przy komputerze. Wklikałam w wuja google: "Mam 16 lat i straszny cellulit, POMOCY", a on jak zwykle mnie nie zawiódł. Przekierował mnie na pewne forum, gdzie zaraz zadałam pytanie i poprosiłam o ustalenie mi konkretnego terminarza konkretnych ćwiczeń. W międzyczasie zdążyłam wszamać kinder chocolate, bo takie właśnie paradoksalne jest moje życie. Czekając na odpowiedź, zmierzyłam swoje ciałko specjalną miarą, którą kiedyś (teraz wiem, że to był błąd, bo przez wyniki dostaję palpitacji serca) zakosiłam babci krawcowej. KONIEC. Nie będę już nic żarła po osiemnastej, zacznę chodzić na basen, biegać na bieżni albo po dworze, wklepywać krem antycellulitowy, robić sobie masaże specjalną szczotką i do maja, gdzie mam zamiar upić na wycieczce miłość mojego życia, schudnę z 7 kg. Mam dwa miesiące, można powiedzieć, że dużo czasu, ale znając siebie moim mottem stanie się: 'od poniedziałku', więc zepnę teraz tłusty tyłeczek i wezmę się w garść. Nie żebym miałam tu opisywać moją zajebistą dietę, ale co jakiś czas będę pisała: "SCHUDŁEM JUŻ 5 KG", bądźcie pewni.

Abstrahując, nie idę na pewno do THK, bo gadałam z moją nową panią trener i naprawdę wyjątkowo logicznymi argumentami wybiła mi to z głowy. Tak... Zastanawiam się teraz nad zwykłym LO, mimo, że wcześniej tak się przed tym broniłam. Cóż... Wyląduje na humanie, będę pisała wypracowania, uczyła się angielskiego i czytała lektury. Będzie fajnie. Tak myślę. Pozostaję mi teraz tylko wybrać odpowiednią szkołę, dostosowaną do moich umiejętności i wiedzy, i mimo, że tego w Poznaniu od cholery, ja mam jak zwykle dylematy. Dylematy nastolaty, jak wyczytałam ostatnio w jakimś dennym poradniku dla zagubionych nastolatek (+ 7 :< ).

Sprawdzam po raz kolejny mój genialny wpis na forum i cisza.

Martwa i pusta, jak modra kapusta. 
I zaraz, jak nikt nic nie napiszę, popadnę w odrętwienie i kompletną ciszę. 
Cisza zeżre mnie jak tasiemiec od środka i zostanie ze mnie jedynie martwa szczotka.
Będą mną wycierać podłogi, aż im zgniją ręce i zjem sobie pierogi.

HEEEE, takie super raper ja. Jakby dorobić do tego muzykę, to zrobiłabym pewnie większa karierę niż Weekend z "Ona tańczy dla mnie". Jakiś kandydat z gitarrką?

 

2 komentarze:

  1. Oooch, skąd ja znam tą paradoksalną walkę z kilogramami? Też walczyłam, obżerając się przy tym milką. Już kij z tym, bo najgorszy jest wielki come back tłuszczu po wygranej bitwie. Coś mnie tknęło i zainspirowałaś mnie do prowadzenia dalszej wojny ze sobą.
    Dodaje do linków, chcę to śledzić i chcę, żeby dodawało mi kopa! O tak!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano czytam sobie Twoje "wypocinki", z tym, że jakoś tak mnie zaciekawiły. Mam nadzieję, że fakt czytania ich przeze mnie nie zakłóci, ani nie zmieni tego jak piszesz i o czym piszesz ;) Będę tu wpadać, więc wiesz - liczę na ciąg dalszy.

    Cieszę się, że szablon z krową się spodobał bo to natchnęło mnie do poprawienia go i wstawienia ponownie. Masz rację - nie ma to jak własny szablon, dodaje klimatu blogowi.

    Przeczytałam sobie Twoje starsze posty i będę tu wracać, naprawdę. Też kiedyś kończyłam gimnazjum, miałam dylematy i takie tam nastoletnie problemy... z tym, że nawet kiedy się już liceum skończy to dylematy i problemy pozostają, a wręcz rozrastają się... a ja z chęcią wróciłabym do gimnazjum, bo jednak wtedy człowiek, aż tak bardzo się przyszłością nie przejmował.

    A jeśli chodzi o ten wybór między liceum a technikum, to napiszę tak: aktualnie ukończenie jakiegokolwiek profilu w liceum nie daje nic, nawet matura nic nie daje. Lepszym, w sensie praktyczniejszym wyjściem jest pójście do technikum. To to samo co liceum, tyle, że rok dłużej, masz już jakąś praktykę i zawód - zawsze to lepiej, niż samo liceum.
    Ale to i tak wszystko zależy od Ciebie, musisz sobie tak mniej więcej ustalić co chcesz robić po szkole średniej, żeby mieć jakiś "punkt zaczepienia".
    A jeśli nie wiesz, to najlepiej idź na profil, z którym nie masz problemów, łatwo Ci wchodzi i tak dalej. Mniej stresu związanego z nauką będzie, no a maturę zawsze można sobie "dozdawać".
    Dopiero z wyborem kierunków studiów zaczną się dylematy... bo to już nie będą dwie opcje, a tysiące opcji.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń